Me and R5

Me and R5

wtorek, 20 maja 2014

Czekaliśmy na wieści w domu. Wszyscy byliśmy bardzo zdenerwowani. czy naprawdę muszę być ciągle narażona na stres?? Rzeczywiście Ross miał rację mówiąc, że ciągle coś mu się złego przydarza. Najpierw strata pamięci, później śpiączka Rydel, a teraz... w sumie jeszcze nie wiem...
- Ross został porwany! - wbiegł do domu zdyszany ochroniarz.
Już wiem w takim razie.
- Co?
Zemdlałam.
Po 3 godzinach
Obudziłam po pewnym czasie z bólem pleców. Chyba zaliczyłam twarde lądowanie. Wszyscy pochylali się nade mną i wołali mnie. Na czole poczułam zimny ręcznik. Krople wody spływały po moich policzkach. Lekko się wzdrygnęłam. Otworzyłam moje czerwone oczy i jak przez mgłę spojrzałam na otaczające mnie osoby. Widziałam (nie wiem czemu) bardzo niewyraźnie.  Udało mi się dostrzec zarys postaci o blond włosach. Uśmiechnęłam się, bo byłam pewna, że to mój chłopak.
- Rossy, jak ja się bałam! - przytuliłam chłopaka.
-Yyy...Asia, to ja Riker.
Przetarłam oczy.
- O mój Boże. Przepraszam! Jestem lekko w szoku i...
- Nic się nie stało - uspokajał mnie.
- Czy wszystko w porządku? Chcesz może coś do picia? - zapytała mnie Stormie.
Pokiwałam głową z aprobatą. Rzeczywiście zaschło mi w gardle. Nagle zobaczyłam ochroniarza, wchodzącego do pokoju, w którym leżałam. Nerwy mi nie wytrzymały. Musiałam wyrzucić swoje emocje.
- Jak ty mogłeś nie upilnować Rossa?! Przecież jemu może się coś stać. Ten typ może go zabić.
- Posłaliśmy już posiłki.
- A niby skąd wiecie, gdzie on jest?
- Próbujemy namierzyć go przez telefon, z którego dzwonił do ciebie porywacz.
- Ach! No to świetnie! - ironizowałam - Na pewno znajdziecie go na czas.
- Tak! Udało mi się! Wyczułem ironię! - krzyknął z zadowoleniem Ratliff.
Wszyscy popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem. 
- No co... Zawsze się na to łapię. Więc mogę się raz pochwalić.
To Ratliff. Normalka. Nawet w najgorszej sytuacji on potrafi nas rozbawić.
- To co robimy? - zapytała Delly.
- Musimy coś wymyślić. Przecież oni sami nie dadzą sobie rady.
- Panno Joanno, zrobimy wszystko...
- O tak! Właśnie potwierdziłeś to zaginięciem Rossa.
Naprawdę nie umiałam się powstrzymać od wygarnięcia mu tego. Nikt chyba nigdy nie widział mnie tak wkurzonej. W końcu podeszła do mnie Rydel  i zaczęła mnie pocieszać, ale sama miała już rozmazany makijaż. Przez łzy widziałam, że każdy już zaczął płakać. Nawet chłopcy, którzy są twardzi. Widać jednak (coraz częściej), że są także bardzo wrażliwi. To w nich cenię. 
Wiecie co? Zaczynam myśleć, że my normalnie powinniśmy zostać wpisani na jakąś listę pechowców. Ale z drugiej strony zostanę dłużej z R5! Chociaż teraz to zrobiło się R4. Biedny Ross. Co się z nim stanie?
Kiedy trochę się uspokoiliśmy, pojechaliśmy ( z nowymi oponami!) na komisariat. Najpierw odwiedzaliśmy co chwilę szpitale, a teraz posterunki. Nie wiem już co lepsze. A czemu tak dla odmiany nie mogą to być baseny, parki, restauracje? Muszą to być tylko szare, przerażające miejsca. Mam tego dość. Wiem, że wiele razy pisałam już to wyrażenie, ale sami widzicie. Co to za życie?! Chciałam spędzić wspaniały week-end z przyjaciółmi z chłopakiem, ale oczywiście jakiś głupi porywacz nie pozwolił mi!
Nagle zobaczyłam, że mój wyświetlacz znowu świeci. To on? Nie..To dobrze, czy źle?! Sama nie wiem! Tym razem był to Dez.
D:Hej! Co tam? Tęsknię!
A: Słuchaj, przepraszam,
ale jakby to powiedzieć...
Mam bardzo ważną i trudną
sytuację...Nie mam czasu :'(
 D: Przepraszam :* A mógłbym 
co jakoś pomóc?
A: A znasz jakiegoś dobrego detektywa?
D: Co?! A po co ci on?
A: Zbyt prywatna sprawa, wybacz...
D: Ale czekaj... Mój tat ma kolegę, który
jest śledczym.
A:Serio? A mógłby się skontaktować z Markiem?
D: Mark to tata R5?
A: Tak, tak! :D
Podałam Dezowi szybko numer, chodź ręce trzęsły mi się jak nigdy. Może ten cały kolega coś wskóra. Zawsze to jakaś pomoc i nowa nadzieja. Gdybyśmy chociaż mieli jakiś trop, a tu nic. Zero! Dlaczego Ross wtedy wyszedł? Przecież wiedział, że w każdej chwili ten porywacz może zaatakować. Co za głupek! Ale kochany głupek... Tęsknię za nim. Proszę niech mu się nic nie stanie!
Następnego dnia
Nadal żadnych wieści. Siedzimy, czekamy... Jedyną nowiną jest to, że ten detektyw się odezwał. Powiedział, że chętnie nam pomoże. Rozmawiałam także z Dezem. Znowu. Jest bardzo uprzejmy. W prawdzie nie wie, o co chodzi, ale i tak mnie pociesza. Moi rodzice także się już dowiedzieli. Mają tu przyjechać jutro z samego rana.  Ci to się najeżdżą z naszym szczęściem. Austin podobno też przejął się tą sprawą. On? Ha! No chyba nie. Ten to w sumie jest mi najmniej potrzebny. Niech pójdzie do swojej dziewczyny i zajmie się SWOIM dzieckiem. Mną przejmować się nie musi. Do tego wszystkiego mam problemy w szkole. Chodzi o frekwencję. W poniedziałek też mnie nie będzie, a mamy podobno jakąś ważną wycieczkę. Co ja im powiem?  Że mojego chłopaka porwano...A może, że nad nami ciąży jakaś klątwa. Taa...Na pewno mi uwierzą. To przecież takie realne. Przynajmniej rodzice nie będą zamartwiali się kolejną uwagą w dzienniku, bo będą znali przyczynę. I tak, tak...Mam już jedną. Także za to, że nie było mnie na lekcjach. Tylko, że to nie moja wina..W sensie no moja, ale po części... A zresztą, co tam szkoła. Ja chcę do Rossa!

poniedziałek, 5 maja 2014

Ciąg dalszy
-Ross! - zawołałam mojego chłopaka.
- Jezu! Czemu jesteś cała czerwona? Płaczesz?
- On znowu się odezwał. Patrz - pokazałam mu sms-a.
- To chyba już nie są żarty.
- No co ty!
- Spokojnie. Powiedzmy komuś dorosłemu o tej sytuacji. 
- Dobrze, tak chyba będzie najlepiej. Sami sobie nie poradzimy. 
Poszliśmy do sypialni rodziców R5. Niestety musieliśmy ich obudzić. Dzisiaj położyli się wcześniej, by nie przeszkadzać nam w zabawie.
- Co się stało kochani? - zapytała z troską Stormie.
- Mamy dość duży problem...
- Pomożemy wam, nie bójcie się - zapewnił Mark.
Wytłumaczyłam im wszystko dokładnie. Trudno było mi mówić, bo gardło miałam ściśnięte. Po zakończeniu mojej wypowiedzi mama Lynch przytuliła mnie i powiedziała, że jutro rano jedziemy na policję.
- A jak będzie za późno? - martwił się Ross.
- Będę czuwać całą noc - zaproponował Mark.
- Dziękujemy.
 Rano
- To jak, jedziemy? - spytali rodzice.
- Tak! Musimy to jak najszybciej załatwić. Chcę wreszcie spać spokojnie.
Niestety od samego początku mieliśmy pecha. Ktoś ( a raczej wiadomo kto) przebił nam opony w samochodzie. Co on od nas chce? Postanowiliśmy więc, że weźmiemy taksówkę, ale oczywiście nie było już wolnych! Zostało nam iść na piechotę. Boże! mam go serdecznie dość!
Na komisariacie
- Dobrze, że zgłosiliście tę sprawę. Postaramy się dowiedzieć z jakiego numeru dzwonił ten przestępca.
- A...czy...
- OMG! To Ross Lynch! Jestem twoją fanką! Aaa! nie wierzę, to naprawdę ty! Czekaj, przyniosę ci rzeczy do podpisania.
- Widzę, że pana córka jest wielbicielką R5 - uśmiechnęłam się do policjanta.
- Ach tak. Czasami trudno z  nią wytrzymać, ale może jak dostanie autograf, trochę się uspokoi.
- O! A to ty. Kocham cię, ale i nienawidzę jednocześnie.
- Miło...
- Po prostu to ja chciałabym być dziewczyną Rossa - mój chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Często to słyszę, przywykłam.
- A czemu właściwie jesteście na policji? - zdziwiła się dziewczynka.
Pomyśleliśmy, że w skrócie powiemy Sue ( tak miała na imię). Nie zdradzaliśmy wielu szczegółów, bo jeszcze by się przestraszyła, czy coś.
- Tato! - zaczęła dziewczynka- Musisz zapewnić im całodobową ochronę! Przecież to chodzi o życie moich idoli.
- Tak też myślałem.
Uff. Rzeczywiście ktoś powinien nas pilnować...Może wtedy trochę się uspokoję. O nie! Słyszę dźwięk sms-a. To pewnie on!
- Panie władzo. To...to chyba on. Proszę przeczytać, ja się boję.
- Cytuję: I ty myślisz, że policja wam pomoże. Głupiutka jesteś. Ale i tak cię kocham. ten twój chłopaczek to długo już nie zabawi się z tobą. Zresztą wiesz. za to ja...Dowiesz się, luzik. Do zobaczenia! Mogę tylko z tego wywnioskować, że śledzi was i nie ma dobrych zamiarów.
- Wow! chyba zostanę policjantem. Wiem tyle samo!
- Spokojnie. Damy tę sprawę do specjalistów i wszystko będzie dobrze. Teraz wracajcie do domu i nie martwcie się. Pójdzie oczywiście z wami ochroniarz.
W domu
Chyba nigdy nie miałam takiego stresa! Nawet przed występami czułam się lepiej niż teraz. W sumie wtedy nikt mi nie groził. Ach to straszne. Oczywiście dla wyjaśnienia powiadomiliśmy o całej sytuacji pozostałym domownikom, bo trochę zdziwili się, widząc jakiegoś dryblasa w czarnym uniformie w swoim domu. Rydel nawet się spodobał :). Ale jest dla niej o wieleee za stary. Rikera i Malwinę jeszcze rozumiem, ale ich bym nie zcierpiała. 
Dwie godziny później poszliśmy zjeść obiad. Niestety...przy stole także Delly nie oszczędzała sobie podrywów. Co ona w nim widzi? Przecież on jest...no...nieciekawy. 
- Rydel!- kopnęłam moją przyjaciółkę w nogę.
- Auć! - wszyscy się nagle na nią popatrzyli - To skurcz he he. Pójdę go rozchodzić. Asia rusz się.
Gdzie ona mnie ciągnie...
- Co ty odwalasz?
- No sory, ale on chyba hmm....ma z 30 lat. A jak mi wiadomo ty trochę mniej!
- No przestań, przecież się tylko wygłupiam. Myślałaś, że serio się w nim zakochałam?
- A te wszystkie miny i w ogóle.
- Odkąd rzuciłam Austina...nie flirtowałam. Należy mi się coś od życia, nie!?
- Ale żeby z 30-latkiem...Blee!
- No wiem, wiem, ale cóż. Ha ha!
Popatrzyłam na nią wymownie.
- Dobra już przestanę. 
Siedzieliśmy jeszcze przy stole dobrą godzinę. Jednak nie byliśmy w dobrym humorze. Praktycznie nikt się nie odzywał...No bo o czym niby mieliśmy rozmawiać w takiej sytuacji!
- Może pójdźmy do pokoju i pograjmy coś. Trzeba by rozładować atmosferę - zaproponował Ratliff.
- Ok, nic innego nie mamy do roboty - odpowiedzieliśmy chórem.
Weszliśmy więc po schodach i wybraliśmy grę- Monopoly. Zawsze uwielbiałam w nią grać. Myślę, że to jest moja ulubiona planszówka. 
Po skończonej grze, która zajęła nam sporo czasu, zeszliśmy na dól, by pooglądać telewizję. Rocky zrobił pop-corn, a Riker przygotował coś do picia.
- Ja idę się przejść. Spokojnie, wyjdę tylko na ogród.
- Ale wracaj szybko.
Ratliff puścił nam komedię pt: " Nadchodzi Polly". Genialny film! 
- Ej! Słyszeliście...yy...krzyk?
- To nie był głos Rossa, idę po niego.
- Nie, ja pójdę! - krzyknął ochroniarz.

niedziela, 4 maja 2014

19,04,2014
Aaa! Za dokładnie 4 godziny przyjeżdża po mnie Riker z Rossem i jedziemy do domu R5! Już się nie mogę doczekać. Wreszcie zobaczę mojego kochanego, zazdrosnego... chłopaka i najwspanialszych w życiu przyjaciół. A najlepsze jest to, że wracam dopiero jutro wieczorem. I wiecie co...Zauważyłam ostatnio, że rodzice pozwalają mi na coraz więcej. Najpierw dekorują mi pokój w iście moim stylu, teraz nie mają nic przeciwko spotykania się ze znajomymi. O co chodzi? Może się zmienili...Ale żeby tak nagle?! Ha! Przecież to niemożliwe. No  nic. Teraz muszę przygotować się do wyjazdu. Pomyślmy...Jest 8:00, więc wypadałoby się umyć. Później może zjem śniadanie i wybiorę jakiś strój na podróż. Tylko co ja mam włożyć? Musi mi być wygodnie, ale zarówno chcę wyglądać ładnie, bo przecież spotkam się z Rossem. Dobra, potem coś wymyślę.
Po 2 godzinach
Ach! Jeszcze tyle czasu do przyjazdu chłopaków. Zdążyłam już wszystko spakować, przygotować się itp. Nie chce mi się tak długo czekać. Od rana chodzę nakręcona i nie potrafię usiedzieć w miejscu. Jestem zbyt podekscytowana tą wizytą. O, telefon mi dzwoni. Ciekawe kto to...Hmm...Jakiś nieznany numer. Odebrać? No w sumie, co może mi się stać.
- Halo?
- Siema! 
- Kto mówi?
- Twój przyszły wybranek.
- Ymm, to pomyłka. Ja mam chłopaka...
- To mi nie przeszkadza. I tak już nie na długo.
-  Co? Przepraszam,ale... Czy możesz mi wreszcie powiedzieć kim jesteś?
- Niedługo się dowiesz. Na razie słońce.
What the.... Co to miało być?! Niby co miało znaczyć "już nie na długo"? Mam się bać, czy to jakiś dzieciak robi sobie żarty?! I skąd on ma mój numer?! Nikomu obcemu nie podawałam, na facebooku ani na twitterze nie mam go udostępnionego! Dziwne rzeczy się tu dzieją. Tak się teraz zastanawiam, czy kiedyś narzekałam na swoje nudne życie...jeżeli tak, to chyba wolałam je niż teraźniejsze, w którym nie mam dnia spokoju!
Przed podróżą
- Ross!
Krzyknęłam jak tylko zobaczyłam wysiadającego go z auta.
- Asia!
- Jak ja się za tobą stęskniłam!
- A myślisz, że ja nie! Brakuje cię w naszym mieście. Tak się cieszę, że spędzisz ten week-end u nas.
I jak zwykle staliśmy, obejmując się przez trochę...dużo...czasu :).
- Ekhm...Ja tu tak jakby stoję - wspomniał blondyn.
- Riker, przecież nie zapomniałam o tobie. Chodź tu!
Po przywitaniu wsiedliśmy do auta i nie czekając na nic, wyruszyliśmy. Po drodze wstąpiliśmy także do McDonalds, żeby coś przegryść. Każdy znas kochał frytki, więc jasne było, co wzięliśmy. Do tego Riker zamówił jeszcze burgera, Ross cheeseburgera a ja snackwrapa. Po przerwie pojechaliśmy dalej. 
- Ej, co jest? Wydajesz się trochę...yyy...zagubiona, czy coś - zauważył Ross.
- Ja? Nie, nie...
Nie wiedziałam, czy powiedzieć im o dzisiejszym telefonie. 
- Przecież to widać - popatrzył się w lusterko Riker.
- Ty też tak myślisz? Chłopaki, naprawdę wszystko ok.
- Zgłaszam sprzeciw - odkrzyknął Ross.
- Co? - oboje z Rikerem spojrzeliśmy na mojego chłopaka.
- Oj, sory. Ostatnio oglądałem za dużo spraw sądowych i teraz mi się udzieliło. Chodziło mi o to, że nie wymigasz się. Musisz nam powiedzieć.
- Ty mnie czasem załamujesz..
- Wiem! - wyszczerzył swoje białe zęby Ross.
- Pff...No wracając to...Dzisiaj rano ktoś do mnie zadzwonił i mówił, że jest moim wybrankiem...
- Ha ha ha! Nie wierzę, co za dzieciak. 
- Riker! Ja serio nie wiem, co o tym myśleć, bo później jak powiedziałam mu, że przecież już mam chłopaka...
- Jestem z ciebie dumny - przerwał mi Ross.
- To on tylko odpowiedział mi, że wie, ale nie muszę się martwić, bo już nie na długo.
- Co?! - zdziwił się Rossy.
- Moja reakcja była taka sama. Teraz już wiecie, czemu tak wyglądam. A jeżeli on mówił serio i coś ci zrobi! Nawet nie chcę o tym myśleć!
- Nie gadaj bzdur. Wiesz ile ludzi robi teraz sobie głupie kawały przez telefon! To się staje normalne.
- Może, ale i tak na naszym miejscu bym uważała i powiedziała komuś.
- Ale komu? Policji? A chociaż masz jego numer?
- Nie, miałam napisane: "nieznany numer".
- To nic nie wskóramy. Nie mamy dowodów.
To prawda. Nawet jeżeli zgłosilibyśmy tę sprawę, to i tak nic z nią nie zrobią. Dlaczego zawsze potrzebne są te durne dowody?! 
Na miejscu
Przed domem zobaczyłam całą rodzinkę z Rydel na czele. Aż mi się cieplej na sercu zrobiło jak ich zobaczyłam. 
- Witaj Asiu!- wołali wszyscy.
Nawet zobaczyłam Malwinę! Ha ha, chyba Riker serio się w niej zakochał i to z wzajemnością ^^.
- Tak miło was widzieć.
Podeszłam do każdego i przytuliłam się. Nagle poczułam czyjeś ręce na moich oczach.
- Teraz chodź, pokażę ci niespodziankę.
Posłuchałam się i powoli nadal nic nie widząc, poszłam tam, gdzie prowadził mnie Ross.A kiedy tylko mogłam otworzyć oczy, zobaczyłam, że Lynch'owie przygotowali przyjęcie! Było pełno jedzenia, grała muzyka. 
- Ojej! Dziękuję wam! Jesteście cudowni.
- Kto ma ochotę wskoczyć do basenu?! - zawołał Rocky.
- Urządźmy konkurs na najlepszy trik! - zaproponował Ross.
- Ale ja, Delly i Ratliff nie umiemy rzadnych sztuczek...- zaprotestowałam.
- W takim razie wy będziecie oceniać i zadecydujecie kto wygrał - powiedział Rocky.
To była trudna decyzja...Każdy z nich zasługiwał na pierwsze miejsce. Ale jednak musiał być zwycięzca, więc musieliśmy zdecydować. Po paru minutach ogłosiliśmy, że wygrywa Ross! Ja i tak będę twierdzić, że wszyscy zwyciężyli. Potem bez gadania już wszyscy wskoczyliśmy do basen. Nieważne, że mieliśmy na sobie ciuchy! Grunt to dobra zabawa.
Niestety wieczorem, kiedy poszłam do łazienki, by się umyć, humor mi się zepsuł. Znowu ten palant się odezwał. Tym razem przysłał sms-a.
To co fajnie się dziś bawiłaś?
Ciesz się póki możesz.
Pamiętasz? Niedługo już twoja uśmiechnięta mina, 
nie będzie już taka wesoła!
Teraz to już na serio się boję!

sobota, 3 maja 2014

10,04,2014
Jak ja nie lubię przeprowadzek! Teraz mam tyle pracy, że to się nie dzieje! Muszę nadrabiać cały materiał, do tego za parę naście dni czeka mnie egzamin. To będzie masakra. Ale jest też druga strona medalu. Zaprzyjaźniam się powoli z Dezem. Jest bardzo miły. Codziennie odprowadza mnie do domu, (nawet lepiej zna drogę...), pomaga mi w lekcjach, "opiekuje się" mną w szkole, poznaje mnie z różnymi ludźmi. Chociaż i tak ich reakcje kiedy do nich podchodzimy, wyglądają tak:
O! To ty! Powiedz, jak tam R5? Kiedy kolejny koncert? A w ogóle to jestem fanem(~ką) i podziwiam cię...
Taa...nie ma to jak być superpopularną tylko ze względu na znajomość z R5. No cóż...w życiu trzeba sobie jakoś radzić :).
W drodze do szkoły
- Asia! - ktoś nagle mnie zawołał.
- Poczekaj chwilę Ross.
Właśnie gadałam z nim przez telefon.
- O! Siema Dez. 
- Kochanie, kto to Dez? - usłyszałam mojego chłopaka z komórki.
- To mój nowy przyjaciel, zajmuje się mną, żebym nie czuła się samotna.
- No ja myślę, że jest tylko kolegą!
- Ross...Bez przesady. Ty jakoś masz mnóstwo koleżanek i ja się nie czepiam.
- Ale...
- Porozmawiamy później. To raczej niegrzeczne gadać z tobą przez telefon i jednocześnie iść z Dezem. Na razie!
- To zadzwoń do mnie, jak będziesz wracała z lekcji.
- Wtedy też on mnie odprowadza.
- Już go nie lubię!
- No bywa! Kocham cię skarbie - rozłączyłam się.
- Twój chłopak jest naprawdę zazdrosny.
- Ha ha ha! No wiem, wiem. Ale przez to jest taki słodki.
- A może...Hmm, nie, nieważne.
- Co jest?
- Tak sobie myślałem, ale nie..., nie będziesz chciała.
- Dez! Mów!
- Ok, więc...chciałabyś ze mną pójść dzisiaj do nowej lodziarni? Muszę ci się jakoś odpłacić za tamten wypadek.
- No jasne! I ty myślałeś, że się nie zgodzę. Widzisz, trzeba próbować.
- Ha! No tak...
Na fizyce
Nie wierzę, że to mówię, ale ja po prostu ubóstwiam faceta od fizyki! Jest genialny! Dzięki niemu lekcje nie są takie nudne. A ostatnio nawet grałam z nim i moimi dwiema koleżankami w kosza na przerwie. Byłyśmy wtedy pewne wygranej, ale jednak okazało się, że nie jest taki znowu taki cienki! 
-Asiu, a co ty tam piszesz?
- A wie pan...listy miłosne.
- Mam nadzieję, że do mnie.
No właśnie o tym mówiłam...:)
- No tego nie mogę zdradzić.
- I tak wiem, że napisałaś je dla mnie. A teraz otwórz fizykę, a resztę korespondenci dokończysz na następnej naszej lekcji, ok?
- No dobrze i tak już wena mi się skończyła.
Ha ha ha! W takiej chwili normalny nauczyciel zabrałby mi pamiętnik, wpisał jakąś uwagę i wziąłby mnie do odpowiedzi. A tu! Zero takich sytuacji! Zaczynam kochać fizykę!
Yyy...Co ja mówię?! Przecież ja nienawidzę tego przedmiotu! Aśka, ogarnij się dziewczyno!
W lodziarni
- To jakie lody pani sobie życzy? - zapytał Dez.
- Chyba wezmę truskawkowe i czekoladowe. A ty?
- Dobra decyzja. Ja preferuję cytrynowe i limonkowe.
Usiedliśmy przy stoliku na ogródku. Była dzisiaj wyjątkowa pogoda. Słońce lekko przygrzewało, a na niebie nie było widać żadnej chmury. Jednak spokój zakłócały mi sms-y od Rossa. Dzisiaj dostałam ich już z 16. Czy jemu nigdy nie kończy się kasa na koncie? Ja po paru dniach już muszę czekać na następny miesiąc, by mi doładowali... W każdym razie każdy z nich był podobnej treści. Np:
Kocham Cię...<3
Albo
Nie spędzaj za dużo czasu z tym Dezem.
Albo
Pamiętaj o mnie!
Przecież to jasne, że on jest dla mnie najważniejszy! Nadal tego nie pojął? Czasem wątpię w jego inteligencje.
- To Ross, prawda?
- Trudno zgadnąć nie... Trochę mnie już denerwuje. Jest zazdrosny o każdą moją znajomość z jakimś chłopakiem, kiedy koło niego latają fanki i wszystkie inne dziewczyny. Ja jakoś to akceptuję i dlatego się z nim o to nie kłócę. 
- Każdy facet jeżeli naprawdę kogoś kocha, chce mieć tę osobę na wyłączność. Chce mieć pewność, że go nie opuści.
- Nigdy już go nie opuszczę!
- Już?
- Kiedyś byłam zmuszona z nim zerwać, ale wiem, że to był błąd, którego raczej już nigdy nie popełnię!
- Ah..No tak. A jeśli mogę spytać, czemu się z nim rozstałaś?
- Powiem jedno: mama. Ona niezbyt akceptuje chłopaków...Rozumiesz.
- Tak, tak. Pewnie. W takim razie mamy coś wspólnego. Moi rodzice także nie zgadzają się na dziewczyny.
- Zaraz, to ty jesteś singlem?
- No tak, czemu się dziwisz...?
- Nie wiem, po prostu jak przedstawiałeś mi twoje koleżanki, jedna z nich tak na ciebie patrzyła, jakby była twoją dziewczyną i no...
- Która?
- Czekaj...Jak ona miała na imię? Yyy...Jenna!
- Jenn? Nie...Ona...Wątpię.
Czyżby się w niej kochał? Coś tu wyczuwam. O nie! Znowu muszę bawić się w swatkę!
- Chyba muszę się zbierać. Dzięki jeszcze raz za to spotkanie!
- Odprowadzę cię do domu. Tylko nie mów o tym Rossowi, bo jeszcze mi się oberwie.
- Ha ha ha! Ok, to będzie nasza tajemnica.