Me and R5

Me and R5

piątek, 11 lipca 2014

20,05,2014
W szkole codziennie jakieś zaliczenia! Powoli zbliża się koniec roku szkolnego, więc nauczyciele cisną nas jak nigdy. Doszło do tego, że nie pisałam już przez praktycznie miesiąc. Ale jakby się tak zastanowić, nic specjalnego się nie działo. Kiedy Ross znalazł się już w domu, moi rodzice postanowili, że pobędziemy u Lynch'ów jeszcze tylko 2 dni. Nikt z nas nie ucieszył się na te wieści. Nawet Austin, który wręcz błagał, by mógł zostać przynajmniej tydzień ze swoją dziewczyną. Ale oczywiście rodzice się nie zgodzili. Jednakaże jemu i tak się poszczęściło, bo Jennifer została zaproszona do nas na paręnaście dni. I właśnie przez te 12 dni, Jen i mój brat starali się przekonać mamę i tatę, by pozwolili im zamieszkać samym w jakimś mieszkaniu. Jaka była odpowiedź: "NIE! Przecież nie puścimy was samopas. Tak, owszem, jesteście dorośli, ale to nie oznacza, że możecie zamieszkać sami. Skąd weźmiecie pieniądze na opłacenie rachunków, mebli, jedzenia itp. To jakiś absurd. Rozumiemy, że chcecie być ze sobą cały czas, bo macie przecież wspólne dziecko na głowie, ale gwarantujemy was, że wasze problemy jeszcze się pomnożą jak zdecydujecie się na samotne mieszkanie, nie u swoich rodziców. Ale pamiętaj Jennifer, że zawsze będziesz tu mile widziana." A nie mówiłam?! To było do przewidzenia, ale jak widać oni tego nie zauważyli. 
Szczerze mówiąc...wcale tak bardzo nie cieszyłam się z wizyty Jen i dziecka. Ona jest miła i w ogóle, ale nie jestem przyzwyczajona do płaczu niemowlaka w nocy. To było coś strasznego. Nie mogłam oka zmrużyć. Co zasnęłam, od razu się budziłam. To nie dla mnie. Ale wtedy przynajmniej miałam czas na pisanie z Rossem i resztą R5. Ci to kładą się spać o 2, czy 3, więc nie był to dla nich problem. Teraz na szczęście mogę odespać tamte noce. Taa..odespać? Teraz to ja zakuwam! Już nie wiem, co gorsze...
Przy szafkach,
w szkole
No! To koniec lekcji na dzisiaj. Nareszcie. Przecież ledwo wysiedziałam na ostatniej lekcji. Mam serdecznie dość lekcji i szkoły. 
- Siema!
- O! Cześć Dez! Co u ciebie?
- Nuda...
- Taa u mnie też, wróciłam od R5 i stwierdzam, że mój dobry humor tam został. 
- A właściwie, to czemu tam pojechałaś? I dlaczego szukałaś detektywa? Pytam dopiero teraz, bo wcześniej jakoś nie było okazji.
Musiał?! Naprawdę? Myślałam, że zapomniał. Byłam wręcz pewna. I co znowu mam skłamać, przecież nie powiem mu, że wspaniałego piosenkarza Rossa Lyncha porwano i była to moja wina, bo chodziło cały czas o mnie temu porywaczowi.
- Wiesz...tak po prostu chciałam odwiedzić przyjaciół..
- W środku tygodnia?
- No niekoniecznie w środku, po prostu przedłużyłam sobie week-end.
- No dobra...A ten detektyw?
Idiota! No po prostu idiota! Po co się pyta! Mówiłam mu, że to moja sprawa.
- Nie musisz się tym zamartwiać. Nic takiego się nie stało. 
Nienawidzę kłamać, a w szczególności przyjaciół. 
- Ok, a wiec, że można mi zaufać. 
- Super, dzięki.
Niezbyt fajna sytuacja...
- Chodź, zabieram cię na mrożony jogurt!
- Powinnam być teraz w domu...
- No co ty! To kilka przecznic stąd. Jak się trochę spóźnisz, nic się nie stanie.
- Jak coś to ty będziesz tłumaczył się przed moją mamą, ok?
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Lepiej niech on nie pokazuje się w naszym domu, bo rodzice nie zniosą tylu chłopaków kręcących się koło jej córeczki naraz.
- Załatwione.
Wieczorem w domu 
Spędziliśmy miło razem czas. Na szczęście nie pytał już więcej o mój pobyt za miastem. Może wreszcie zdał sobie sprawę, że nie mam ochoty o tym gadać. Tak byłoby najlepiej dla mnie i dla niego...Po co chłopaka straszyć :). Za chwilę zadzwoni Ross. Powiedział, że ma dla mnie jakąś niespodziankę. No dobra...
 - Halo? O hej kochanie...
- Wejdź proszę na balkon.
- Co?! A niby czemu?
- Mówiłem ci, że mam niespodziankę.
No dobra...Nie bardzo to rozumiem, ale posłuchałam się Rossa i wyszłam na balkon. A to, co zobaczyłam....tego się po prostu nie dało opisać!
- Tylko nie mów mojej mamie, że tu jestem. Niby śpię u kolegi. 
- Ha ha ha, Ross jesteś wariatem. Co ty tu robisz?
- A jak myślisz, po co mi ta gitara? Jeszcze nie wyszedłem z nawyku śpiewania ci naszych piosenek. 
- Czekaj, ty chcesz ją teraz, tam zagrać?
- A czemu nie?
- No nie wiem - odparłam z ironią - może dlatego, że jest już dość późno i nasi sąsiedzi zadzwonią na policję, że zakłócasz ciszę nocną.
- E tam, wtedy schowam się do ciebie i mnie nie znajdą. Posłuchaj:
 
Miałem sen tak wielki i głośny
Skoczyłem tak wysoko, dotknąłem chmur
Wyciągnąłem moje ręce do nieba
Tańczyliśmy z potworami przez noc

Nigdy nie zamierzam patrzeć wstecz
Nigdy się nie poddam
Nie, proszę, nie budź mnie teraz

To będzie najlepszy dzień w moim życiu
Moim życiu
To będzie najlepszy dzień w moim życiu
Moim życiu

Zawyłem do księżyca z przyjaciółmi
I wtedy słońce zawaliło się
Ale wszystkie możliwości
Bez limitów, tylko epifania

Nigdy nie zamierzam patrzeć wstecz
Nigdy się nie poddam
Nie, proszę, nie budź mnie teraz
- Ja cię po prostu kocham! Chodź tu!
- A twoi rodzice?
- Już śpią, dzisiaj się szybciej położyli. 
- Ostrzegam, że jutro muszę bardzo szybko wstać, bo Riker będzie tu po mnie o 5.
- Widzę, że już masz wszystko zaplanowane ideale.
- A jak!
Nigdy chyba nie trafiłam na lepszą, kochańszą osobę na świecie!!

czwartek, 3 lipca 2014

27,04,2014
Wczoraj nie zmrużyliśmy oka ani przez chwilę. Całą noc gadaliśmy o tym, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Tylko właściwie Ratliff nie wytrzymał i zasnął około 3:00. 
- Na pewno już wszystko w porządku, czy ja śnię? - cieszyła się Rydel.
- Już złe minęło! Chodź tu siostra! Tęskniłem.
- Podziwiam cię stary, na serio. Nie wiem, czy bym tyle wytrzymał bez rodziny, przyjaciół i dziewczyny - puścił do mnie oko.
- Nie było wcale tak łatwo...,ale byłem dobrej myśli. 
- Najważniejsze, że już jesteś w domu synu - przytulił się do Rossa Mark - my już z mamą idziemy się położyć. Trochę za dużo tych przeżyć jak na nasz wiek. Dobranoc dzieci.
- Dobranoc -odpowiedzieliśmy chórem. 
Kiedy tylko Mark i Stormie się oddalili, Delly zaczęła się....drzeć :)
- A teraz tłumacz się dlaczego wyszedłeś wtedy na ten ogród?!
- Rydel, naprawdę nie musisz krzyczeć. 
- Prawie cię straciliśmy i to przez twoją głupotę. Jakiś porywacz czyha na nas, a ty sobie bez problemowo wychodzisz na dwór bez ochroniarza!
- Delly, przesadzasz - powiedział Riker.
- Ja?! Musi wreszcie zrozumieć, co zrobił!
- Dość! Chcesz wiedzieć, czemu to zrobiłem?!
- TAK!
- Dla niej! - wskazał na mnie...
- Dla...Asi...? W jaki sposób niby...?
- A no w taki, że ten gostek chciał ją! I nie powiem, co chciał z nią zrobić! Przecież musiałem się poświęcić. Nawiązałem kontakt z porywaczem, w ogóle to nazywał się Kenny, no nieważne i spytałem, czego właściwie chce. Wtedy ten odpowiedział mi, że pragnie Asi, no to ja zareagowałem, czy mogę dać mu coś w zamian. Może jakąś kasę chce, czy samochód...Załatwiłbym to. Ale nie. On upierał się przy MOJEJ dziewczynie. Więc ja napisałem mu, że niech w takim razie weźmie mnie! Pomyślał chwilę i się zgodził. Ale później okazało się, że wziął mnie tylko dlatego, bo myślał, że sama będziesz próbować mnie uratować i wtedy cię złapie. Na szczęście ty nie byłaś taka głupia.

Że przepraszam o czym mój najwspanialszy chłopak gada? Czy on naprawdę tak się poświęcił dla mnie... Przecież takie rzeczy to do filmów się nadają!
- Ross...Ja...Ja...Ja..Co ja mam powiedzieć w tej sytuacji? Pomóż mi, bo nie wiem.
- Nic, zrobiłem to, bo cię kocham. Teraz masz już chyba pewność.
- Nigdy nie wątpiłam!
Podbiegłam do niego i wtuliłam się...I cóż odkryłam, że jednak ma te przypuszczalne rany.
- Zapomniałam, wybacz. Co on ci zrobił, że jesteś okaleczony?
- Nie..nic.
- Ross! Może trzeba z tym iść do lekarza. Proszę, pokarz. 
- Nie wiem, czy chcesz to widzieć. 
- Dam radę, no już!
Podciągnął koszulkę do góry. Oczywiście pierwsze, co pomyślałam to: achh, kocham te jego klatę, ale zaraz później się otrząsnęłam, bo ujrzałam wielkie, brzydko wyglądające rany! I nie było ich mało!!  Chłopcy i Rydel też się wystraszyli.To był przerażający widok, Rossy miał rację.
- O...mój Boże! Jutro idziemy do lekarza. Przecież mogła ci się zrobić jakaś infekcja i co wtedy!
- Nic mi nie będzie.
- Ross! Idziemy jutro to zbadać i mówię ci to ja Rocky! Twój starszy brat! Nawet nie próbuj się wymigiwać. 
- Tylko błagam, nie mówcie mamie. Ona się załamie jak to zobaczy i tak zbyt dużo problemów miała przeze mnie, nie chcę dokładać i tego.
- Pod warunkiem, że dasz zobaczyć to lekarzowi.
- Dobra, już dobra.
- Chodźcie już lepiej spać! - zarządził Ratliff, który dopiero, co się obudził....
Poszliśmy do swoich pokoi, ale nikt nie zasnął. Ja zamiast pójść z Rydel, zdecydowałam, że chcę jeszcze pogadać z Rossem, więc skierowałam się do jego pokoju. Razem położyliśmy się na jego łóżku i przytuleni do siebie gadaliśmy całą noc. W końcu musieliśmy nadrobić ten czas rozłąki.