Me and R5

Me and R5

sobota, 12 kwietnia 2014

Ciąg dalszy
Jedziemy właśnie do Rydel. Trudno mi cokolwiek pisać lub mówić. Jestem w zbyt wielkim szoku. Jeszcze do mnie nie doszło to, że moja przyjaciółka leży w szpitalu. I to jeszcze w śpiączce! Nikt nie chce mi powiedzieć jak do tego doszło. Co dokładnie się stało. 
- Cii, mówią coś o Delly!
Znana piosenkarka zespołu R5 miała poważny wypadek! Nie mamy jeszcze dokładnych informacji, ale gdy tylko czegoś nowego się dowiemy, od razu państwa poinformujemy. 
- Skąd media już mają informację o Rydel?
- Proszę cię, oni zawsze wszystko wiedzą - powiedział Austin.
Co fakt to fakt. Ale i tak zawsze będzie mnie to dziwiło. Też chciałbym mieć takie znajomości. Może wtedy nie dowiadywałabym się ostatnia!
- Jesteśmy na miejscu- odrzekł smutno tata.
Nie zastanawiając się, pobiegłam do szpitala. Po drodze potrąciłam kilka osób, ale nie obchodziło mnie to. Jestem pewna, że gdyby były tu radary, miałabym już trochę zdjęć. Chyba normalnie zapiszę się na jakiś maraton. Nie wiedziałam, że umiem tak pędzić. Nagle na końcu korytarza zobaczyłam Rossa i całą rodzinkę, ale nie umiałam się zatrzymać. Nadal byłam w biegu. Coraz szybciej zbliżałam się do Lynch'ów. Pomógł mi mój chłopak, który złapał mnie i mocno przytulił. Wtedy wybuchłam płaczem, ale on to rozumiał. Sam miał już czerwone oczy. Staliśmy tak około 5 minut. Nie chciałam, żeby mnie puszczał. Na szczęście on nawet nie zamierzał. Po chwili przyszli moi rodzice z Austinem. Miałam ich w nosie. Od razu podeszli do Stormie i Marka, żeby dowiedzieć się jak tam Rydel. 
- Ross, powiedz mi, że ona się obudzi.
- Obudzi się, zoba..czysz..- mówiąc to. popłakał się.
- Asia, będzie ok, ja..ja..wiem, bo przecież nie może być inaczej, nie? - Ratliff też nie powstrzymywał łez.
- Ona wydobrzeje, czuję to. To się źle nie skończy- niespokojnie odezwał się Riker.
Rocky siedział na kanapie i myślał. Nie widziałam go jeszcze w takim stanie. Nawet na chwilę nie spojrzał na nas, patrzył się w podłogę. Co parę sekund tylko pociągał nosem. Chciałam do niego podejść, przytulić go, ale Ross mnie powstrzymał. Powiedział, że nie możemy go teraz drażnić. Jest bardzo zdenerwowany i mógłby nie zapanować nad sobą, zupełnie nie chcący. 
Po 3 godzinach
Poszliśmy teraz na obiad. To znaczy wszyscy oprócz Rocky'go. Nie chciał nawet słyszeć o jedzeniu. Ja też nie paliłam się, by iść, ale wszyscy nalegali. Zrobiłam, więc, co kazali, ale nie łatwo mi się jadło. Każdy kęs stawał mi w gardle. Mimo popijania on i tak tkwił w przełyku. Normalnie jem drugie danie jakieś 20 min, a tu siedziałam nad talerzem dobrą godzinę. Wyprowadzając się, myślałam, że będę odwiedzać Lynch'ów, by spędzić miło czas. Jednak życie potrafi zepsuć plany. 
- Asiu, chodź ze mną - wstał od stołu Ross i wyciągnął do mnie rękę.
Nie opierałam się. Chyba zauważył, że nie mogę już, więc odciągnął mnie od jedzenia.
Wyszliśmy na zewnątrz. O dziwo było bardzo ciepło. 
- Nie rozumiem. 
- Czego?- zapytałam.
- W naszej rodzinie od jakiegoś czasu zdarzają się ciągle wypadki i niemiłe sytuacje.
- Tak jest na tym świecie. Jak raz coś złego się stanie, później ciągną się za tym kolejne nieszczęścia. Ale następnie przychodzą wesołe czasy. 
- Ale trwają bardzo krótko i nie zauważamy ich.
- To prawda. 
- Najpierw ja straciłem pamięć, teraz Rydel leży w śpiączce. Co będzie następne i komu tym razem coś się przytrafi?!
- Nie mów tak! Wywołasz jeszcze wilka z lasu, a tego nie chcemy. Powiedz mi, co mówią lekarze.
- Że na razie panują nad sytuacją, ale jej stan jest zły.
- Ok. Musimy czekać w takim razie. Skoro nie powiedzieli, że nie da się nic zrobić to znaczy, że trzeba mieć nadzieję.
- "Nadzieja matką głupich".
- Dzięki...Ross...ja wiem, że nie możesz pojąć, co się dzieje, przecież ja też nie, ale jak nie będziemy wierzyć, że wszystko się ułoży, tylko pogorszymy sprawę.
- No wiem, wiem.
- A czy dowiem się jak doszło do tego wypadku? 
- A myślisz, że ja wiem. Gdybym miał takie informacje to bym ci powiedział. Tylko rodzice wiedzą. Nie chcą nam mówić, bo...Właściwie nie wiem czemu.
- Dobra, dobra. Skończmy ten temat.
- Nie lubię szpitali. Jest tu tak nieprzyjemnie. Cały czas słychać tylko wycie karetek, wszyscy są smutni. to nie miejsce dla mnie. Niestety coraz częściej tu trafiam.
- A kto lubi? Nie znam takiego człowieka.
Spacerując rozmawialiśmy, ale także bywały momenty ciszy. Wtedy oboje myśleliśmy o życiu. Później jednak zrobiło się zimniej, więc wróciliśmy. Co chwilę ktoś z nas patrzył, czy Delly się nie obudziła. Chodziliśmy w te i we te z nadzieją na cud. Mieliśmy totalnego doła. Cała energia gdzieś z nas wyparowała. Parę z nas zasnęło na kanapie. Ja jednak czuwałam, popijając kawę, by nie zasnąć. Nagle zobaczyłam, jakby Rydel się poruszyła, ale pewna nie byłam.
- Ej, ej, ej,ej, ej!!
- Co, co się stało?!
- Podejdźcie tu i zobaczcie! Czy ona otworzyła oczy, czy ja mam przewidzenia?
Wszyscy podbiegli do okna.
- Panie doktorze!! - krzyknęła Strormie.
Nikt nie usłyszał.
- NIECH WRESZCIE PRZYJDZIE TU TEN DOKTOR, BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE!!- krzyknął i to poważnie Rocky.
- Już jestem, o co chodzi?
- Niech pan patrzy!

4 komentarze:

  1. Raaany, to się nazywa rozdział. Dawaj mi nexta bo nie wyrobię psychicznie. Musze sie dowiedziec co bedzie dalej z Rydel. Plis dawaj szybko next.
    Pozdrawiam
    ~Julka~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo napiszę <3 I dziękuję ci bardzooo! :**

      Usuń
  2. Powiem ci, że ten rozdział z tych wszystkich chyba wciągną mnie najbardziej ;D Naprawdę super :3 Dawaj szybciutko next <333

    OdpowiedzUsuń